Węgry z dziećmi vol. 1

[et_pb_section bb_built=”1″][et_pb_row][et_pb_column type=”4_4″][et_pb_text _builder_version=”3.13.1″]

Węgry to wymarzone miejsce na wakacje z dziećmi! Chcecie wiedzieć dlaczego?

Dunakeszi

Wieczory, noce i poranki spędzaliśmy w miejscowości Dunakeszi, położonej około 20 minut drogi od Budapesztu nad samym Dunajem. Była to świetna baza wypadowa i spokojne, ciche miejsce odpoczynku po całym dniu wycieczkowania. Nad malowniczym brzegiem Dunaju rozciąga się plaża i deptak, wiele osób korzysta z kąpieli (my się nie odważyliśmy). Supermarkety i dyskonty pozwoliły oszczędzić na śniadaniach i kolacjach. Sporo restauracji i kawiarenek. Lepiej unikać drogi do Budapesztu w godzinach szczytu, można utknąć w korku. Zatrzymaliśmy się w Part Cafe Panzio, które możemy z czystym sumieniem polecić.

Budapeszt

Ogrom atrakcji w połączeniu z wielką liczbą turystów może przytłoczyć! Na Węgrzech spędziliśmy niecałe 6 dni, dlatego musieliśmy dokonać ostrej selekcji.

– statek

Marzenie Leona! Jest w czym wybierać. Po Dunaju pływają statki stanowiące element budapeszteńskej komunikacji miejskiej – wystarczy kupić bilet i wsiadać na jednym z przystanków-portów. Poza tym mamy do wyboru ogromną liczbę firm oferujących przejażdżki, od krótkich – trwających około godzinę, poprzez „cruise and beer”, aż do potężnych, kilkugodzinnych imprez. My zostaliśmy zmuszeni do bardzo szybkiego wyboru – akurat zaczynał padać silny deszcz, postanowiliśmy więc ukryć się na pokładzie statku, który odpływał w ciągu najbliższych kilku minut. Był to statek typu „hop on – hop off” z biletem ważnym cały dzień, dzięki czemu wszyscy chętni mogli wysiąść w porcie na Wyspie św. Małgorzaty, a potem wrócić późniejszym statkiem. Wycieczka trwała godzinę, lektor opisywał najważniejsze budynki po angielsku i po niemiecku. Na pokładzie można było kupić przekąski i napitki maści wszelkiej.

– kolejka zębata

Budapeszteński system komunikacji miejskiej jest bardzo zróżnicowany – poza autobusami, tramwajami oraz niezwykle starym i rozbudowanym metrem, mamy jeszcze wspomniane statki i… kolejkę cogwheel. Rzeźba terenu węgierskiej stolicy jest bardzo urozmaicona. Na jedno ze wzgórz możemy wjechać linią tramwajową numer 11, czyli tak naprawdę kolejką zębatą (kolejka z dodatkową szyną na środku toru i kołami zębatymi). Obowiązuje zwykły bilet komunikacji miejskiej, do kupienia np. w automacie biletowym. Niestety, nie mieliśmy szczęścia – po pokonaniu czterech przystanków okazało się, że dalej nie pojedziemy, bo na tory zawaliło się drzewo. Widok był przepiękny nawet z poziomu czwartej stacji, a co dopiero musi dziać się wyżej! Na pewno warto. Kolejką zębatą dojedziemy na wzgórze Szechenyiego na stację tzw. kolejki dziecięcej – tzn. kolejki wąskotorowej obsługiwanej przez… dzieci. To dzieci są kasjerami, dyżurnymi ruchu, konduktorami (maszynistami są dorośli). To ciekawa pozostałość po poprzednim ustroju i koncepcji tzw. kolejki pionierskiej, która miała być środkiem do wychowania przyszłych pokoleń w duchu pracy kolektywistycznej poprzez skierowanie do jej obsługi młodzieży (ciekawy artykuł o kolejce dziecięcej TU). Dzisiaj dzieciaki robią to z własnej, nieprzymuszonej woli, za zgodą rodziców.

– Minipolisz

Świetny pomysł! Miasto w miniaturze – sklepy, hotel, bank, ulice, stacja radiowa, pociąg… a wszystko to w wersji mini, dopasowane wielkością do kilkulatków. Możecie poczuć się jak Guliwer w Krainie Liliputów. Trzyletniemu Leonowi bardzo się podobało, szczególnie sortowanie śmieci, kierowanie pociągiem i praca w pizzeri. Uwaga dla wrażliwych – w Minipolisz może być bardzo tłoczno i głośno, ja musiałam w pewnym momencie ukryć się w bardziej zacisznym miejscu bo mieliśmy z 8-miesięcznym Maksiem zwyczajnie dosyć, a Leon po wyjściu z tej nietypowej sali zabaw był wyraźnie rozdrażniony i trochę zajęło mu dojście do siebie.

– ZOO

Bardzo duże i ciekawie skonstruowane – podzielone na regiony i kontynenty, mamy więc okazję na prawdziwą podróż dookoła świata. Zwierzęta mają tu bardzo dużo miejsca, większość z nich nie żyje w „zagrodach” monogatunkowych, ale w towarzystwie swoich kumpli – np. żyrafy z nosorożcami na sawannie itd. Niektóre zwierzęta można nawet dotknąć, a to za sprawą rozstawionych tu i ówdzie stolików z ich… skórami, kośćmi i czaszkami. Brzmi to może dość makabrycznie, ale Leon był bardzo zainteresowany i dopytywał o każdą kosteczkę – rzeczywiście, dzięki temu bardzo wyraźnie można było dostrzec np. to, jak ogromna jest kość udowa żyrafy. Maksio z pasją głaskał małe lwiątko. Próbowaliśmy dowiedzieć się, w jaki sposób zostały pozyskane owe „eksponaty”, ale niewiele udało nam się ustalić – część pochodzi bezpośrednio z zoo, część z darów, a co to dokładnie oznacza? Nie wiem. Ogromne wrażenie robi basen z misiami polarnymi i fokami – możemy wejść do tunelu, a dokoła nas pływają puchate niedźwiedzie.

– kościół św. Michała (Szent Mihaly templom, Váci u. 47/b)

Msza Trydencka o 11. Piękna liturgia i oprawa muzyczna. Portal św. Jacka Odrowąża (http://www.jacek.iq.pl) podaje, że w intarsjach ławek pojawia się postać św. Jacka z figurą Najświętszej Maryi Panny w ręce.

Európa Café (Váci u. 45)

A po Mszy – obiad w Európa Café. Niezłe jedzenie w przystępnej cenie – chociaż uważajcie na tamtejszą zupę rybną. Jadłam ich sporo, ale tylko ta smakowała jak błotne jezioro. Przed podróżą do Węgier byłam niezwykle podekscytowana wizją konsumpcji gulaszu i innych węgierskich specjałów, ale srogo się zawiodłam. Najlepsze węgierskie jedzenie U Madziara na Chłodnej (http://umadziara.pl/). Być może trafiliśmy wyłącznie na średnie knajpki, nie wiem – można było odnieść wrażenie, że kuchnia została dostosowana do mdłych i delikatnych podniebień turystów. Jeśli ostre papryczki – to podane na talerzu obok, z bardzo wyraźnym ostrzeżeniem „Uwaga, ostre!”.

– miejsca parkingowe, ruch samochodowy

Dużo wąskich, jednokierunkowych uliczek. Tłum turystów. Jak w tych warunkach zaparkować auto? Nic prostszego – w Budapeszcie znajduje się wiele parkingów podziemnych rozsianych po całym mieście! Ach, jak bardzo brakuje tego w Warszawie! Oznaczenia na drogach w porządku, mimo remontów bez większych problemów można było się odnaleźć, kultura jazdy nie najgorsza. Uwaga na korki – w godzinach szczytu są ogromne, pokonanie trzech kilometrów może zająć godzinę. Co to oznacza w przypadku niemowlaka, który fotelik samochodowy traktuje niczym miejsce tortur? Możecie sobie wyobrazić… Jeśli będziecie korzystać z transportu publicznego, koniecznie ściągnijcie sobie aplikację BKK Futar – dobrze Was poprowadzi!

A już niebawem – Szentendre, Ostrzyhom, Wyszehrad i Balaton! Co tam robiliśmy przeczytasz TU.

[/et_pb_text][/et_pb_column][/et_pb_row][/et_pb_section]

Więcej tekstów